poniedziałek, 27 stycznia 2020

Nowy start

Jest 27. stycznia więc nie tak bardzo nowo, ale witam w nowym roku, nowym miesiącu, nowej dekadzie, na nowym blogu. Zajmuje się blogowaniem chyba od 2012 roku, ależ leci. Zaczęłam od bloga o muzyce, przez bloga o makijażu, przez kilka blogów o wszystkim i o niczym, blog dziennik, a teraz oto jestem tutaj. Witam. 



Mówię, że niby mam wiele blogów, jednak wszystkie po czasie zostały usunięte. Krótkie życie moich biednych blogasków. Ale oto i jest kolejny. Witam jeszcze raz. Trochę wypadłam z wprawy, więc może już bez zbędnych ceregieli przejdę do jakiejś ciekawszej treści. 

2020. 

Mamy rok 2020, gdyby ktoś zapomniał. Ładne 2020. W tym roku, dokładnie za 6 miesięcy strzeli mi 22 lata (gdyby ktoś był tym zainteresowany). 2020 zaczął się dla mnie tragicznie. Już 1 stycznia zaczęły się problemy, a później to już tylko coraz więcej tego i więcej. Nie tylko zaczęły się problemy w moim życiu, ale także na świecie. Jestem przerażona aktualną sytuacją, bardzo, bardzo się boję. A chodzi mi o wirusa, który aktualnie panuje. Nie wierzę, że to dzieje się na prawdę. Mam wrażenie jakbym była w jakimś filmie 2012. Jak nic to koniec świata i wszyscy zginiemy. Oki, o tym, ile mam lat i jak bardzo się boję już opowiedziałam, może przejdę do innego tematu, żeby nie siać paniki. Bądźmy dobrej myśli. 

Uwielbiam czytac książki. Jeszcze w tym roku nie przeczytałam ani jednej, za to w poprzednim styczniu miałam już 5 na koncie. Robiłam sobie maraton kryminałów Jø Nesbø, jednak szybko się znudziłam, bo wszystkie książki kończyły się tym samym schematem. Mimo, że inne sytuacje, inne okoliczności to jednak na końcu zawsze ta sama gadka, tylko morderstwo inne, więc dałam sobie spokój. Plub moja biblioteczka jesr 1700 km ode mnie, i w sumie aktualnie brak mi pieniędzy na nowe książki. Praco chodź do mnie, I need ya. 

Uwielbiam też makijaż. Coprawda nadal jestem snobem, ale to nie zmienia faktu, że po prostu kocham makijaż. W ostatnim czasie dużo się nauczyłam jeżeli chodzi o malowanie oczu. Uwielbiam moje paletki. O nich pewnie jeszcze będzie. Lubię też obczajać nowinki makijażowe, niektórych youtuberów. Niektórych, bo większość wydaje mi się bardzo sztuczna, podła i dwulicowa. Są jednak jeszcze na tym świecie osoby zasługujące na uwagę, zachowujące sie profesjonalnie i chwała im za to. Nie wiem czy wspominałam, ale w tym momencie powiem, że o makijażu (o i bym zapomniała, też o paznokciach i modzie), pojawi się w przyszłości sporo (o ile przed tym nie zamknę znowu bloga). 

Uwielbiam gotować. Czasami staję się takim megasuper szefem kuchni, kuchnia to moje królestwo, a spod moich rąk potrafi wyjść na prawdę coś mega. (Ale czasami też nie wychodzi więc trzeba to zjeść na siłę, bo przeciez nie będę marnować jedzenia!!). Kuchnia włoska to moja miłość. Jak i też meksykańska, jednak nie za bardzo lubię pikantne, więc makarony, pizze itp... Pyszności. Ale nie zapominajmy o naszym pysznym polskim schabowym z ziemniakami i mizerią <3 Miłość vol. 2. 
Ogólnie czuję się dobrze w kuchni. Aktualnie jednak nie mam za bardzo dla kogo gotować, ani też nie mam kogoś kto będzie taki kochany i zrobi mi zakupy, więc robię coś tylko od czasu do czasu. Ech, taki talent się marnuje. 

Kocham jeździć samochodem. 30.10.2018 był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Dostałam prawne pozwolenie na poruszanie się 4 kołowym pojazdem o masie do 3,5t, tak daleko jak paliwa starczy, przez najbliższe 15 lat od tamtej daty licząc. Czyli zdałam prawo jazdy. Poeta ze mnie od siedmiu boleści, ale tak, dostałam prawo jazdy. Nie chwaląc się mogę powiedzieć, że zdałam "śpiewająco" (biorąc tu pod uwagę przyszłowie i też dosłowne śpiewanie z egzaminatorem. a tak swoją drogą, dobry egzaminator to zdecydowanie połowa sukcesu.). Wiem, że nigdy tego nie przeczyta, ale serdeczne pozdrowienia dla mojego egzaminatora. I w sumie instruktorów też, zrobili bardzo dobrą robotę szkolą tą oto ciapkę czyli mnie. Fascynujące. 

Gdzieś pomiędzy lubię a uwielbiam... pisać. Zajmowałam się wielokrotnie pisaniem jakichś tekstów. Niewiele z nich było ciekawych. W sumie jeden trafił do gazety, ale tam udzielałam tylko odpowiedzi na pytania. Zawsze coś. Ale tak to nigdzie indziej nic nie trafiło. Miałam jednak kilku obserwatorów, kilka komentarzy dostałam, za co również wszystkim serdecznie dziękuję. Tak, w tym miejscu bardzo mocno podziękuję za poświęcony mi czas, wszystkim, którzy kiedykolwiek odwiedzili moje poprzednie blogi, a także wszystkim, którzy dotarli do tego zdania. Doceniam to bardzo. 

Ogólnie lubię dużo rzeczy. Od czasu do czasu zmienia mi się co lubię bardziej, a co lubię mniej. Zapomniałam wspomnieć o tym w akapicie o książkach, a teraz nie wiem jak to wkleić pomiędzy tamte zdania więc wspomnę tutaj, że chociaż w tym roku nie za bardzo poświęcam czas na czytanie książek (a mam go zdecydowanie za dużo, takie tam bycie bezrobotnym poszukującym pracy), to dużo czasu spędziłam na neflix i zalukaj. Szybka recenzja ostatnio oglądniętych seriali:

The End Of the Fucking World sezon 2 - super. Jak i 1 sezon. Wspaniale rozwinęła się akcja, ciekawie zrobione, 10 na 10 spokojnie. 

Sex Education sezon 2 - klapa. Nie podoba mi się. Jak i 1. sezon - 2 na 10. Może jestem na to za stara. 

Orange is the new black - wszystkie sezony w styczniu. Były chwile spoko akcji, jak i dennej akcji,. Ogólnie rzecz biorąc całkiem ciekawy serial, jeżeli ktoś szuka coś o więzieniu. 8 na 10. 

Black Mirror - wszystkie sezony w styczniu. Zdecydowanie serial który rozwalił mi mózg. Odcinki są podzielone na różne historie, różne sytuacje, ukazujące jak rozwój technologii, sztuccznej inteligencji itp. wpływa na życie ludzi. Na pewno daje też dużo do myślenia. 11 na 10. 

Modern family - zaczęłam jeszcze w tamtym roku, jestem w 5 sezonie. Taka komedia o trzech rodzinach. Nie ma w nim za bardzo treści, coś jak zwyczajna telenowela, ale bardzo spoko serial, można się czasami pośmiać. 8 na 10. 

Lovleg sezon 2- norweski serial o grupie nastolatków chodzących razem do szkoły i mieszkających w jednym domu studenckim. Oglądałam tylko ze względu na język, nic mi się w tym serialu nie podoba. 1 na 10. 

Facet na święta - również norweski i też oglądany tylko ze względu na język. Dziewczyna przed świętami powiedziała rodzinie, że się z kimś spotyka, oni bardzo chcą go poznać, tylko, że niestety skłamała i musi go znaleźć do wigilii Bożego Narodzenia. Taka komedia romantyczna, 7 na 10. Byłoby 8 na 10 gdyby nie końcówka. Nie będę spoilerować, ale na prawdę ostatnie 5 sekund serialu bardzo mnie zirytowało.


Rozpisałam się. Moje palce i żołądek podpowiadają mi, że na dziś starczy, więc bardzo dziękuję za czytanie zapraszam na kolejne wpisy, które na pewno pojawią się wkrótce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz